Poznań, Stary Rynek
Chociaż to pierwsza akcja happeningowa Brygady Pigmaliona, można o niej mówić najwięcej, gdyż — jak bym to nazwał — była najsoczystsza, najbardziej przemyślana i dopracowana. Happening trwał trzy dni, był jedynym tak długim w historii naszych działań. Najbardziej go cenię, bo najlepiej, moim zdaniem, wpisał się w kontekst przestrzenny i czasowy, pozwalając nam osiągnąć wszystkie założone cele.
Zaproponowano nam zorganizowanie jakiejś akcji związanej z Wielkanocą, happeningu, który wzbogaciłby różne inicjatywy realizowane wówczas na poznańskim Starym Rynku, czyli kiermasze oraz rozmaite inne imprezy miejskie. Ponieważ w 2007 roku niedziela wielkanocna wypadała 8 kwietnia, zdecydowaliśmy się na 1 kwietnia, uznając to za możliwość przygotowania happeningowego żartu. Zaledwie dwa lata wcześniej ukończono ostatnią z trzech fontann ustawionych w narożnikach Starego Rynku (zachowała się tylko jedna stara fontanna, pochodząca z XVIII wieku, przedstawiająca porwanie Prozerpiny przez Plutona). Naszą happeningową piątą fontannę postanowiliśmy usytuować między tą osiemnastowieczną a fontanną przedstawiającą Apollina, ustawioną na Starym Rynku w 2002 roku.
Postanowiliśmy się wpisać w ten przestrzenny kontekst. Apollo jest słaby pod względem rzeźbiarskim, dlatego nasza praca stanowiła krytyczny komentarz. Zarazem przekorny, chcieliśmy bowiem pokazać, że w dwa dni zdołamy wykonać interesujące ironiczne nawiązanie do tej pracy. Jeden z naszych dwóch faunów wyniośle podaje Apollinowi tamburyn. To ostry komentarz, chociaż w sumie wydaje się dosyć dyskretny. Sprowadza się do zdania: „Chłopie, co z ciebie za Apollo? Na bębenku możesz sobie pogrywać, nie na lirze. Gdzie tobie do greckich rzeźb? Nie jesteś grecki, lecz jakiś prostacko ludyczny i zaściankowy”.
Nasze fauny nawiązują do obu fontann, między którymi stanęły. Jeden wieńcem laurowym sugeruje Apollina, nasz Hades zaś podaje kwiatek Persefonie (Prozerpinie), gdyż kobiet przecież już się od dawna nie porywa, teraz się je uwodzi i nakłania.
W naszym zamyśle widzowie przyglądający się akcji mieli w części zgadywać, co powstaje, a w części podpowiadać pomysły. To, że dwaj mężczyźni trzymają się za ręce, wywołało rozmaite komentarze przechodniów, którzy nie mogli jeszcze wiedzieć, jaka rzeźba powstanie. Ustawienie dwóch postaci w formę litery V wymaga jakiegoś połączenia, tak więc to, że fauni trzymają się za ręce, wynika głównie z wymogów kompozycyjnych, ale przecież można to było rozwiązać inaczej. Niezależnie od ich poziomu czy trafności te komentarze były istotne, gdyż dowodziły interakcji, a to należało do naszych najważniejszych celów. Nie chcieliśmy się wzorować na takiej formie teatru ulicznego, którą się tylko ogląda, lecz dążyliśmy do tego, by widzowie uczestniczyli w akcji, a nawet ją z nami w pewnym stopniu współtworzyli.
Co do primaaprilisowego kontekstu tej akcji, pewien niezamierzenie przez nas osiągnięty efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Jako żart bowiem nasz happening sprawdził się doskonale. Wszystkie rzeźby po akcjach happeningowych niszczymy, takie założenie przyjęliśmy na samym początku. Dowiedziałem się później, że następnego dnia telefonowano do Urzędu Miejskiego z pytaniami, co się stało z fontanną. Znikła, podejrzewano więc, że ktoś ją ukradł. Podejrzewano to tym bardziej przez to, że pomalowaliśmy rzeźby, aby mogły uchodzić za brąz.